Jak bardzo można skrzywdzić czytelnika? K.N. Haner - Na szczycie

11:35 ,

Ponieważ kwestia sądownictwa w ostatnich tygodniach intensywnie łączy i dzieli polskie społeczeństwo, skorzystam z okazji i dołożę do tego ognia parę drew również od siebie. Uważam bowiem, że przydałby się w polskim prawie jakiś przepis, który pozwoliłby pozwać autora za krzywdę wyrządzoną na czytelniczym umyśle. Gdyby tak było, bez wahania pozwałabym K.N. Haner, autorkę powieści Na szczycie, która wyrządziła mi tyle szkody, jak jeszcze żadna inna książka w całym moim życiu. Niech najlepszym dowodem na to będzie, że choć jak ognia unikam pisania o złych książkach, bo zwykle ich po prostu nie czytam do końca, tak nie mam sumienia podarować tej konkretnej powieści. O tym trzeba pisać, o tym trzeba mówić, ponieważ to jest tak złe, że brakuje skali, a za chwilę dowiecie się, dlaczego.


Rebeka Staton ma dwadzieścia jeden lat i na życie zarabia jako striptizerka w nocnym klubie w Los Angeles. Lwią część swojej pensji i napiwków wysyła swojej matce, wierząc, że otrzymane pieniądze matka wydaje na życie i opiekę zdrowotną. Nie trzeba geniusza, by wiedzieć, że wcale tego nie robi, jednak nasza bohaterka bardzo długo żyje złudzeniami, mimo że jej najlepszy przyjaciel i zarazem współlokator, Trey, bezustannie stara się wyprowadzić ją z błędu. Niestety, bezskutecznie. Reb to intelektualny nieuleczalny przypadek i tak pozostanie do końca tej powieści.

Pewnego dnia, jak to zwykle w życiu i w powieściach bywa, w życiu Rebeki wydarza się coś, co na zawsze odmienia jej i moje losy (moje dlatego, że mam bardzo silne przekonanie, iż przez bardzo długi czas nie trafię, nawet przypadkiem, na drugą tak złą książkę). Dziewczyna poznaje bowiem mężczyznę, oczywiście przystojnego, seksownego i eleganckiego, na myśl o którego cudownym ciele, jak sama pisze, jej cipka zapulsowała. Facet podchodzi do niej i prosi o to, by zatańczyła dla niego prywatnie, poza klubem. Ona się nie zgadza, więc on oczywiście błaga ją dalej. Na to interweniuje trzech ochroniarzy, nie pozwalających (zresztą słusznie) na cielesny kontakt tancerki z klientem. Reb ze strachu ucieka za scenę, gdzie jej szefowa ni stąd ni zowąd oznajmia, że ją zwalnia i że ma spieprzać, bo dziewczyna jest dziwna, straciła „to coś” i sprawia same problemy. Czyli teraz mamy taką sytuację, że Rebeka zostaje bez pracy, ale nie na długo, bo przed klubem czeka na nią ów przystojny koleś z klubu, który okazuje się być Sedrickiem Millsem, menedżerem ultrapopularnego zespołu rockowego. Mężczyzna proponuje jej, by została ich tancerką i wyruszyła z nimi w trasę koncertową. Oczywiście wystarczy zaledwie kilka godzin, by dziewczyna zgodziła się i na dodatek wciągnęła w całą akcję swojego przyjaciela Treya (który całkiem przypadkiem studiuje edycję dźwięku). Potem jest już tylko ciekawiej.

Powinniście wiedzieć również bardzo istotną dla tej powieści rzecz, mianowicie, że na początku całej historii Rebeka jest dziewicą. Gdy po pierwszym dniu znajomości z Sedem nieco ich ponosi i lądują w łóżku, ona nagle się blokuje i ucieka, po czym wraca do domu, do Treya i prosi go o rozdziewiczenie, co okraszone jest narracją typu:
Z ciekawości rozkraczyłam się przed lusterkiem, by zobaczyć się tam na dole, już po kąpieli oczywiście. Nie ma różnicy, może jestem trochę opuchnięta i zaróżowiona, ale nic się nie zmieniło. Czego ja się niby spodziewałam? Sama nie wiem. Roześmiałam się sama z siebie.
- Co ty robisz? - do łazienki wparował Trey i spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- Oglądam swoją nową cipkę.

Słowo daję, cała ta książka pełna jest takich smaczków (- Trey tylko cię naruszył, ja przebiłem cię do końca - powiedział dumny jak paw). Reb w ogóle nie ma żadnych oporów, by w gruncie rzeczy obcym ludziom opowiadać o swoim intymnym życiu, na przykład o tym, że dopiero co straciła dziewictwo ze swoim najlepszym kumplem i od tego czasu krwawi. Ale to jeszcze nie koniec, bez obaw. Sed bowiem po czterech, CZTERECH! dniach znajomości proponuje Reb małżeństwo (mimo że w dniu, w którym ją poznał, zwiał sprzed ołtarza innej dziewczynie, która, jak twierdzą wszyscy członkowie zespołu, była „dziwką pieprzącą się ze wszystkimi członkami zespołu”), na co ona z ochotą przystaje. Ale to WCIĄŻ nie jest koniec! Chwilę później wychodzi na jaw, że Sed bardzo lubi, gdy jego kumple z zespołu uprawiają seks z jego kobietą, ale tylko wtedy, gdy on o tym wie i daje na to swoje pozwolenie. Nie mija więc dużo czasu (jakieś kilka dni), kiedy Reb z hasłem „ja nie jestem taka” na ustach, uprawia grupowy seks z chłopakami z kapeli i w dodatku pozwala się nagrać, żeby nagrania te wysłać do Sedricka. Dziewczyna nie ma też absolutnie żadnej wiedzy o własnym ciele i najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy, że może zajść w ciążę nie stosując antykoncepcji:
- Nie mam przy sobie gumki! - krzyknął w niebo i kopnął w zderzak.
- Ja nie mam żadnych chorób - podsunęłam się na zimnej masce. Sed chyba spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- Wiem, ja też nie mam.
- Więc w czym problem?
- Już raz spuściłem się w tobie bez gumki, nie mogę tak ryzykować. O cholera!
Faktycznie. Pierwszy raz.
- I co? Mogę być teraz w ciąży?! - pisnęłam i zsunęłam się z maski.
- Spokojnie, w szpitalu powiedziałem o tym lekarzowi, ale sprawdził na usg i stwierdził, że to niemożliwe, abyś zaszła w ciążę w tej fazie cyklu.

Kolejne koszmarne elementy tej książki to:
- Reb opowiada Sedowi, że była molestowana w dzieciństwie, a kochanek jej matki próbował wsadzić jej penisa w usta. Przez kilka chwil oboje przeżywają tę historię, po czym zaczynają uprawiać seks, a Sed szczytuje w ustach Reb, co skutkuje tym, że dziewczyna jest przerażona i w rozpaczy, a on ją przeprasza, BO ZAPOMNIAŁ;
- Sugerowanie kobiecie, że powinna się zabezpieczać, bo mężczyźni nie lubią prezerwatyw:
- Masz gumki? - zapytałam bezwstydnie.
- Mam, ale czy nie myślałaś o tabletkach albo zastrzyku?
- Po co? Gumki mi odpowiadają.
- Facetom nie bardzo. Są niewygodne, a ich najgorszą cechą jest to, że trzeba o nich, kurwa, pamiętać w najlepszym momencie.
- Ratownik medyczny z karetki, który informuje Reb, że jest w drugim lub trzecim tygodniu ciąży, podczas gdy z medycznego punktu widzenia drugi i trzeci tydzień ciąży to zgodnie z kalendarzem ciąży czas, kiedy dopiero dochodzi do zapłodnienia! Tymczasem nasza bohaterka miała już ciążowe objawy (mdłości i wymioty). Autorka nie odrobiła najwyraźniej pracy domowej z biologii... i nie tylko, jak widać. Warto przy okazji pamiętać, że żeby pisać książki, trzeba posiadać odrobinę wiedzy, lub chociaż mieć jako takie pojęcie, gdzie tę wiedzę znaleźć, aby nie skompromitować się do cna.    

Z szacunku dla moich nerwów i nerwów moich Czytelników na tym zakończę, bo przedzieranie się po raz kolejny przez tę ośmiusetstronicową lekturę było wystarczająco bolesne za pierwszym razem, bym miała robić to po raz kolejny. Sama nie wiem, czy jestem bardziej zniesmaczona, zła czy rozczarowana tym, że książki takie jak ta w ogóle ukazują się na rynku. I nie chodzi mi już nawet o to, że ona jest napisana koszmarnie źle, tylko o to, że przedstawione w niej relacje międzyludzkie, motywacje i zachowania są zwyczajnie szkodliwe i wypaczone. Główna bohaterka jest niedojrzałą emocjonalnie osobą, która zamiast szukać pomocy, samodzielnie tłumaczy sobie swoje własne, głupie zachowania i zazwyczaj nie patrzy dalej niż czubek swojego własnego nosa. Reszta bohaterów nie jest zresztą o wiele lepsza.
Jeżeli po taką książkę mają sięgnąć młode i nieukształtowane jeszcze emocjonalnie dziewczyny czy młode kobiety, to ja po prostu mam obawy. 

Liczba stron: 794
Wydawnictwo: Novae Res

Ocena (1-10): 1 - beznadziejna

Możesz przeczytać również

0 komentarze

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.